Po raz pierwszy miałem okazję robić ciasto na faworki, to kawał ciężkiej i głośnej pracy. Teraz już się nie dziwię, dlaczego Marta wysłała mnie do tego zadania, a sama grała w żelki. 🙂 Wysiłek się jednak opłacał, chrust wyszedł delikatny, kruchy i rozwarstwiony jak być powinien. Chyba aż umówię się na zawody się z Ciocią, od której przepis na te kruche faworki pochodzi. 😉